piątek, 23 sierpnia 2013

Chapter III

Watch out on the stairs.



*Oczami Harry'ego*
Cały ten 'pocałunek' trwał może kilka sekund i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować Louis oderwał się ode mnie sądząc chyba, że mi się nie podoba. Boże, jak bardzo się mylił... Chociaż to była moja wina. Dlaczego do cholery po prostu stałem tam jak kołek, zamiast coś zrobić?
-Cholera, Harry, przepraszam! - powiedział szybko i odsunął się. -Nie powinienem był tego robić, ale to był taki odruch w ramach obrony... Nie jesteś chyba zły, co? - zapytał patrząc na mnie z niepokojem.

CO? Zgłupiałeś? Owszem, jestem wręcz wściekły! Ale tylko dlatego, że to przerwałeś, głupku!


 - przemknęła mi przez myśl odpowiedź, ale nie wypłynęła z moich ust. Dlaczego? Bo bałem się odrzucenia? Być może, jakkolwiek głupio to brzmiało biorąc pod uwagę, że to on mnie przed chwilą pocałował. Co prawda powiedział, że to była tylko obrona, ale... Cholera, nigdy nie widziałem, żeby ktoś się bronił w ten sposób!
-Nie, w porządku... - wymamrotałem otumaniony.

Szlag by to!

-
Uff, to dobrze. - rzucił uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech patrząc jak Louis podnosi się z dywanu.
-Nie wiem jak ty, ale ja jestem zmęczony... - ziewnął na potwierdzenie swoich słów i wyciągnął w moją stronę rękę. Podparłem się i wstałem kiwając głową w otumanieniu.

Cholera, Styles, powiedz mu prawdę!

Ale co dokładnie? Sam nie wiem, co zalicza się do "prawdy"...
Więc powiedz cokolwiek! Po prostu powiedz, że Ci się podobało!
Łatwo powiedzieć...

-Ziemia do Harry'ego! - zaśmiał się Lou wyrywając mnie z zamyśleń. -Słuchasz mnie?
-Tak, jasne, sorry. -odparłem mrugając kilkakrotnie wracając do rzeczywistości.
-Idę wziąć prysznic... - powiedział kierując się ku łazience.

Powiedz mu, to ostatnia szansa!

Ale..
Szybko, zanim wyjdzie!
Dobra, ale...
Powiedz! PO-WIEDZ! 

-Louis...? - zacząłem głosem zachrypniętym bardziej niż zwykle.

Tak, tak, tak, zrób to! 


Chłopak odwrócił się i obrzucił mnie pytającym spojrzeniem, a w jego oczach dostrzegłem jakiś dziwny błysk. Nadzieję?
-Tak, Harry?

No, dalej!


Staliśmy tak dobrą minutę, zanim byłem w stanie się odezwać.
-Uważaj na schodach. - wyrzuciłem z siebie w końcu.

Kurwa, serio?


 Louis kiwną głową w zamyśleniu i wyszedł taki jakby... Przygaszony?

*

Kiedy Louis wrócił z łazienki ja leżałem na materacu i udawałem, że śpię (cholernie odważne, prawda?). No i oprócz tego zastanawiałem się jak można być takim kretynem jak ja. Cóż, jak widać można.
Lou na paluszkach podszedł do materaca rozłożonego najbliżej mnie i położył się.

Gdybyś tylko wiedział, ile to dla mnie znaczyło...

Więc trzeba mu było powiedzieć idioto!
Dowie się. Jak tylko... będę gotowy.

I z tą myślą odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

*

Następnego dnia obudził mnie zapach spalenizny.

Jasna dupa, co tam się stało?


Zerwałem się na równe nogi i popędziłem do małej, przytulnej kuchni, pomalowanej na ciepły, jasnopomarańczowy kolor z jedną ścianą otapetowaną w kwiaty wiśni, mieszczącej się w drugim końcu domku. Louis stał przy kuchence i starał się zapanować nad bekonem, który miał już chyba dość smażenia. Nie żebym był jakimś specjalistą, ale chyba każdy byłby to w stanie zauważyć. No, każdy z wyjątkiem Louisa...
Kiedy zdał sobie sprawę, że stoję w drzwiach bacznie obserwując jego poczynania z tym biednym mięsem uśmiechnął się przepraszająco.
-Cholera, przepraszam Harry. Przysięgam, że nie chciałem Cię spalić. Nie powinienem był się za to zabierać. Jestem tragicznym kucharzem, ale myślałem, że jajka na bekonie, to nie jest coś trudnego... - wyznał rumieniąc się i spuścił głowę.
-Bo nie jest. - odparłem nie mogąc powstrzymać chichotu. -Nic się nie stało, serio. - uśmiechnąłem się i podszedłem do niego. Usłyszawszy to Lou natychmiast się rozpromienił. -Jej, bez przesady! Myślałeś, że wyrzucę Cię z domu, bo przypaliłeś bekon? - zapytałem przyglądając mu się i zabrałem od niego patelnię.
-Cóż, prawdę mówiąc, to tak. - przyznał a ja znów się zaśmiałem. Wyjąłem z lodówki nowe plasterki mięsa i położyłem je na patelni. Lou w tym czasie usiadł przy stole przyglądając się temu co robię.
-Opowiedz mi coś o sobie. - poprosiłem nieśmiało, chociaż była to zbędna nieśmiałość. Louis natychmiast zaczął mi opowiadać. O swoich czterech siostrach, o mamie, o tym, że prawie nie pamięta swojego ojca, który zostawił ich, gdy był mały, o swoim dzieciństwie, o tym, że jeździł na rowerku po wybrzeżu w Pool, o tym jak wrócił do Doncaster, gdy urodziła się Charlotta (w tym momencie wbiłem na patelnię jajka i włożyłem chleb to tostera), o tym, że chodził z babcią i dziadkiem do parku, jak poszedł do szkoły i zawsze był klasowym klaunem, jak dołączył do "The Rogue", jak zagrał w serialu, jego pierwszą pracę i to jak rozbił samochód na znaku STOPu. Tu jego opowieść się skończyła, bo podałem nam śniadanie.
-Smacznego. - powiedziałem siadając do stołu.
-Dziękuję, wzajemnie. - odparł Lou. -Jesteś o wiele lepszym kucharzem ode mnie, wygląda pysznie.
Podziękowałem mu rumieniąc się lekko.
Zjedliśmy posiłek w ciszy, ale nie krępowała nas. Dopiero kiedy schowałem naczynia do zmywarki i poszliśmy do salonu Louis ją przerwał.
-Może teraz ty opowiesz mi o swoim dzieciństwie? - zaproponował. Więc mu opowiedziałem. O wszystkim co wydało mi się choć trochę ciekawe od moich narodzin aż do X-Factor'a.
-No, a resztę już znasz... - zakończyłem swoją historię, po której nastąpiła chwila ciszy. A w mojej głowie rozpoczęła się kolejna walka.

Pogadaj z nim, masz idealny moment! Tylko tym razem tego nie spieprz...

Ta, jasne... Jakby to było możliwe w moim przypadku...

-Louis, chciałbym z tobą pogadać... - zacząłem nieporadnie.
-Tak? - odwrócił się do mnie i omiótł mnie uważnym spojrzeniem.
-Chodzi o to, co się stało wczoraj... - kontynuowałem, ale Louis mi przerwał.
-Wiem, Harry, to była pomyłka. Bardzo głupio postąpiłem i teraz tego żałuję. Nie chcę, żebyś czuł się w moim towarzystwie niepewnie. - powiedział szybko nie dając mi dojść do słowa.

CO?! Chyba robisz sobie żarty! Najpierw mieszasz mi w głowie, potem mnie całujesz, a kiedy wreszcie wiem,
a w każdym razie w pewnym stopniu wiem, co do Ciebie czuję, mówisz mi, że to był błąd?! Czy ty jesteś chory?! 

Chciałem mu to wszystko wykrzyczeć, ale język ugrzązł mi w gardle. Nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa.
-Między nami OK.? - zapytał wpatrując się we mnie.

Nie, wcale nie jest OK.!


-Tak, jasne... - wymruczałem ledwo słysząc sam siebie.

Kurwa, czemu to wszystko musi się tak komplikować?
Bo sam sobie to komplikujesz! Podoba Ci się? Po prostu mu to powiedz! Proste?
Tak... Tak, powiem mu!

-
Louis? - zacząłem po raz kolejny z nadzieją, że tym razem się uda, ale los nie stał po mojej stronie. Tym razem to nie moje tchórzostwo mnie zawiodło, ale dzwonek do drzwi. Podniosłem się z kanapy tłumiąc warknięcie i udałem się w stronę drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem uśmiechniętego blondyna.
-Cześć, jestem Niall Horan. - przedstawił się nieśmiało. W jego głosie dostrzegłem silny irlandzki akcent.
-Jasne, wejdź, Niall. - powiedziałem siląc się na uśmiech i wpuściłem go do środka. -Napijesz się czegoś?


____________________________________________________
Ta-dam! Oto trzeci rozdział! Przepraszam, że musieliście czekać na niego aż miesiąc (!). Obiecuję dodawać rozdziały regularniej, No  i przepraszam, że Louis wszystko spieprzył. Mógł się nie wcinać Harry'emu, ale stwierdziłam, że to będzie jeszcze za wcześnie. Tak czy inaczej dziękuję wam serdecznie za te wszystkie komentarze i wyświetlenia! Na prawdę, tylko ktoś kto pisze bloga wie ile one znaczą. A znaczą naprawdę wiele, więc będzie mi miło, jeśli przed następnym rozdziałem zobaczę 8 komentarzy I tak, to jest szantaż :D
Kochani, jest wpół do drugiej i jestem strasznie zmęczona, więc z niechęcią się z wami żegnam, no i mam nadzieję, że wam się podobało. Acha, i jeszcze jedno. Nie pogardziłabym, gdybyście mnie followali na TT, miło byłoby też dostać od was jakąś wiadomość, czy coś :))  >> KLIK <<  xxStylinson

wtorek, 23 lipca 2013

Chapter II

Brain, don't do this to me!


*Oczami Harry'ego*
Po zejściu ze sceny pogadaliśmy trochę z chłopakami i okazali się naprawdę bardzo mili. Wszyscy byliśmy jeszcze trochę onieśmieleni, ale nigdy nie sprawiało mi problemu nawiązywanie nowych znajomości, więc dobrze się ze wszystkimi dogadałem. Mimo to w obecności Louis'a czułem się... dziwnie. Za każdym razem, kiedy przyłapywał mnie na tym, że mu się przyglądał uśmiechał się tak, że przekręcały mi się wnętrzności i płonąłem rumieńcem. Cholernie wkurzająca reakcja, muszę powiedzieć.
Długo zastanawialiśmy się z chłopakami jak możemy się spotkać, żeby poćwiczyć i poznać się trochę lepiej przed wyjazdem do domów jurorów, ale nic nie przychodziło nam do głowy. W końcu pomyślałem o domu mojego ojczyma  i natychmiast to zaproponowałem. Louis stwierdził, że to dobry pomysł, na co moje serce wykonało jakiś dziki taniec. Wszyscy ucieszyli się, bo było to mniej-więcej w takiej samej odległości od domu każdego z chłopaków. Wymieniliśmy się numerami telefonów, umówiliśmy na za trzy dni na miejscu i pożegnaliśmy. Kiedy już odchodziłem uśmiechnięty od ucha do ucha, że mamy tak wspaniałą szansę pokazać na co nas stać, ale też nieco przerażony myślą, że będę pracować z zupełnie sobie nie znanymi ludźmi Louis zawołał mnie do siebie.
-Wiesz, Harry... - zaczął uśmiechając się niepewnie, a ja zadrżałem słysząc jak cudowne moje imię brzmi w jego ustach. Właściwie, to w jego ustach wszystko brzmiało cudownie. Miał cudowny głos. Taki delikatny, kojarzył mi się z głosem anioła. Cholera, Styles, jesteś mistrzem porównań... -... pomyślałem sobie, że może wpadł bym dzień wcześniej i trochę Ci pomógł przed przyjazdem reszty... -spojrzał na mnie lekko speszony. -Oczywiście tylko, jeśli chcesz - dodał szybko przygryzając wargę.
"Oczywiście tylko, jeśli chcesz"?! Człowieku, czy ty na prawdę myślisz, że mógłbym nie chcieć?!
-Jasne, bardzo chętnie! - niemal wykrzyknąłem z radości szczerząc się jak kretyn.  Cholera, jeszcze trochę i on nie będzie chciał nawet ze mną gadać, a co już mówić o przebywaniu pod jednym dachem. Opanuj się, udawaj normalnego i licz na to, że się nabierze. Dawanie sobie w myślach takich rad często mi pomagało, więc miałem nadzieję, że pomoże i tym razem. I chyba pomogło.
-Świetnie! - wykrzyknął niemal tak samo uradowany jak ja. Ale to jeszcze nic nie znaczy - skarciłem się w duchu. -No to do zobaczenia w niedzielę. - pomachał mi na pożegnanie i odszedł.
-Tak, do niedzieli. - wyszeptałem. Cała niedziela sam na sam z Louis'em, czy mogło być lepiej? Otóż mogło, ale o tym miałem przekonać się dopiero za dwa dni.
(...) Czas, który dzielił mnie do dnia, kiedy w końcu znów miałem go zobaczyć zleciał mi na niespokojnym oczekiwaniu, które tylko wzmagało we mnie uczucie samotności. Głupie, prawda? Znałem go dopiero jeden dzień, a już za nim tęskniłem.
Kiedy w końcu usłyszałem upragniony dzwonek do drzwi, poszedłem je otworzyć, a za nimi ujrzałem zarumienionego Louis'a (prawdę mówiąc, sam też wyglądałem pewnie jak burak) znów poczułem to dziwne mrowienie w brzuchu.
-Cześć, jesteś sam? - zapytał po chwili wzajemnego wpatrywania się w siebie. Pewnie tylko mi się przewidziało, ale przez chwilę wydawało mi się, że patrzy na mnie jak na ósmy cud świata. Nie, na pewno mi się wydawało.
-Tak, rodzice wyjechali jakieś dwie godziny temu. Wejdź. - odsunąłem się wpuszczając go do środka. Wszedł rozglądając się z zaciekawieniem i odstawił swoje torby. -Właściwie, to będziemy mieszkać w domku letniskowym, chodź, pokażę Ci. -dopiero kiedy po kilku krokach zdałem sobie sprawę, że trzymam go za rękę i ciągnę za sobą, a on zamiast iść wpatruje się w nasze złączone donie. Oderwałem się od niego i spuściłem wzrok na podłogę rumieniąc się od cebulek włosów aż po koniuszki palców u stóp.
-Przepraszam, nie wiem czemu to zrobiłem. - wyszeptałem nadal nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
-Nic się nie stało, Harreh. - odszepnął i znów złączył nasze dłonie. Cholera, od tego, w jaki sposób zdrobnił moje imię poczułem ucisk w podbrzuszu. No nie, serio?!
Uśmiechnąłem się i poprowadziłem go do małej drewnianej chatki, która przez najbliższy tydzień miała się stać naszym domem. Moim, Louis'a, Zayn'a, Niall'a i Liam'a. Położyliśmy jego bagaże na podłodze w przedpokoju. Oprowadziłem go po małym pomieszczeniu, po czym zaproponowałem wybranie się na zakupy w celu zapełnienia naszej lodówki. Zgodził się natychmiast posyłając mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, od którego zmiękły mi kolana.
Moje reakcje na jego widok były co najmniej dziwne. Nigdy wcześniej nie zachowywałem się w ten sposób przy którymkolwiek z moich kolegów. Dlaczego reagowałem tak właśnie na niego? Nie możliwe, że byłem... gejem. Cholera, przecież miałem już kilka dziewczyn! Co nie zmienia faktu, że nawet na żadną z nich nie reagowałem tak, jak na Louis'a. Nie, nie możesz być w nim zakochany! To C-H-Ł-O-P-A-K! Mózgu, nie rób mi tego! Potrzebowałem czasu, żeby to przemyśleć. A teraz zdecydowanie takowego nie posiadałem. Mieliśmy tylko kilkanaście godzin, żeby przygotować wszystko na przyjazd reszty.
Postanowiliśmy, że pójdziemy do Tesco. Kiedy byliśmy na miejscu wzięliśmy wózek i zaczęliśmy wrzucać do niego wszystko, co wydawało nam się konieczne, by przeżyć ten tydzień. A zdaniem Louis'a nawet apokalipsę zombie. Sprawiło nam to też dużo radości, bo oczywiście nie obyło się bez rzucania w siebie ręcznikami papierowymi i paczkami chipsów, a mnie jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, że nie mogę być już pewien swojej orientacji. Dużo podczas tego wyjścia rozmawialiśmy i Louis okazał się być wyjątkowo miły i wesoły, oprócz tego, że cholernie przystojny.
Kiedy wróciliśmy do domu roześmiani i obładowani zakupami było już grubo po siedemnastej. Wypakowaliśmy całe żarcie do szafek i lodówki, stwierdziłem, że czas napompować wszystkie materace, na których mieliśmy spać. Wyciągnęliśmy je z piwnicy i  zabraliśmy się do roboty. Po kilkunastu minutach Luiso'owi zaczęło się wyraźnie nudzić, bo tylko szukał wzrokiem co może zrobić, żeby rozbawić nas obu. Po chwili znalazł, a było to dziubanie mnie palcem w żebra. Natychmiast przerwałem dotychczasową robotę aby mu oddać i z zadowoleniem zauważyłem, że ma łaskotki. Wykorzystałem to w perfidny sposób i już po chwili dusił się i zwijał ze śmiechu na podłodze.
-Harry... proszę, przestań! - powiedział błagalnym tonem w przerwach między wybuchami śmiechu starając się złapać oddech. -Błagam, już... już nie będę!
-Owszem, nie będziesz, bo nie dasz rady podnieść się z podłogi - odparłem szczerząc się i pochyliłem się nad nim łaskocząc go coraz bardziej.
A wtedy on zrobił coś, co natychmiast powstrzymało moje ręce.
A nawet pracę mojego serca.
Po prostu przyciągnął mnie do siebie i naparł wargami na moje usta.


______________________________________________________
Witajcie! Najmocniej przepraszam, że dodałam rozdział drugi (z którego jestem szczerze mówiąc całkiem zadowolona) dopiero teraz, ale jestem w szpitalu i nie bardzo mam kiedy pisać. Spięłam się i dodałam go, bo jest dzisiaj szczególna data dla Directionerek, a dokładniej 23 lipca. Co oznacza, że dokładnie 3 lata temu powstało One Direction. Jestem z tych pięciu debili tak dumna, jak dumna nie byłam jeszcze nigdy. A wracając do bloga, to chciałam podziękować wszystkim, którzy czytają moje wypociny i tym, którzy je komentują. Wasze pochwały wiele dla mnie znaczą, więc liczę, że będzie ich coraz więcej. Choć, jak już wspominałam, wszelkie słowa uzasadnionej krytyki też są mile widziane. Dzisiaj taki mały szantażyk - 5 komentarzy i dodam rozdział trzeci.  Kolejna sprawa, to szczere przeprosiny za to, jak zakończyłam ten. Naprawdę, nie zabijajcie mnie za to, chciałam coś po prostu zostawić na później :P Mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, ale trudno. Mam nadzieję, że wytrwale poczekacie na następny post.   xxStylinson

wtorek, 9 lipca 2013

Chapter I

This must be destiny.


*Oczami Harry'ego*
Aż do momentu wejścia na scenę X-Factora moje myśli zajmował tajemniczy chłopak poznany w łazience. W sumie, to nie tyle tajemniczy był on, co moje uczucia względem niego. Dlaczego się tak przy nim zachowywałem?  Dlaczego kiedy patrzyłem w jego błękitne oczy miękły mi kolana? Dlaczego kiedy się uśmiechał zasychało mi w ustach? I wreszcie dlaczego moje serce wykonywało jakiś dziki taniec, kiedy do mnie mówił? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi... Nie byłem w stanie się na niczym skupić, w mojej głowie wciąż 'siedział' Louis.
-Spokojnie, Harry, spróbuj jeszcze raz. Musisz się skupić - mama uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Jasne, skupić, łatwo powiedzieć... Cholera, nie mogę stracić takiej szansy, przez jakiegoś przypadkowego faceta!  Tyle, że to już nie był przypadkowy facet. Czułem z Loui'm jakąś dziwną więź, której nie mogłem zdefiniować. Tak jakby to było przeznaczenie, że się poznaliśmy. I byłem niemal pewny, że jeszcze go zobaczę.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i zacząłem śpiewać od początku.
-Isn't he lovely, isn't he wonderfull... - mama spojrzała na mnie pytająco, a ja przekląłem w duchu siebie i tego całego Louis'a, przez którego moje marzenia o zostaniu piosenkarzem spełznął na niczym.
-Chcesz ze mną  pogadać?
Pokręciłem przecząco głową i westchnąłem.
-Po prostu się stresuję. Nie mogę się skupić, za duża presja.
-Uwierz w siebie, Harry. Na pewno sobie poradzisz. Już nie raz występowałeś - mama przytuliła mnie i pocałowała w głowę próbując podnieść na duchu.
-To co innego - odparłem.
-Styles, zaraz wychodzisz! - usłyszałem za sobą głos prowadzącego.
Cholera, cholera, cholera! Przysięgam, Tomlinson, jeśli to przez ciebie spieprzę, to osobiście cię znajdę i zabiję ze szczególną brutalnością. 
Odkleiłem się od mamy i podszedłem pod wejście na scenę.
-Trzymam kciuki! - usłyszałem jeszcze za sobą jej głos i prowadzący wcisnął mi do ręki mikrofon. Wszedłem po schodkach, stanąłem na czerwonym x-ie i reszta potoczyła się już w zawrotnym tempie. Miałem wrażenie, jakby to trwało kilka sekund. Przedstawiłem się, odpowiedziałem na kilka pytań Simon'a i zacząłem śpiewać.  Zapomniałem wtedy, że ogląda mnie tylu ludzi. Zapomniałem, że przede mną siedzą Simon Cowell, Nicole Scherzinger i Louis Walsh. Zapomniałem nawet o tym błękitnookim chłopaku, który namieszał mi w głowie. Liczyło się tylko śpiewanie. Byłem w swoim świecie.
 Kiedy skończyłem, wydawało mi się, że poszło mi bardzo dobrze, dlatego rozczarowało mnie, kiedy Walsh powiedział "Nie". To był autentycznie cios. Ale potem to "Tak" od Nicole trochę mnie uspokoiło. I nadszedł moment prawdy. Wszystko zależało od Simon'a i przez moment byłem niemal pewny, że mnie nie przepuści, dlatego kamień spadł mi z serca, kiedy zgodził się z Scherzinger. Chociaż zanim to nastąpiło zdążyłem się nieźle napocić. Zbiegłem ze sceny cały w skowronkach dziękując Bogu, że nie palnąłem jakiejś głupoty jak na próbie. Uściskałem mamę i poszliśmy poczekać razem z resztą uczestników na ostateczny werdykt. Kiedy usłyszałem, że znów wymieniają moje nazwisko natychmiast zerwałem się z miejsca.
Oho, teraz się okaże... 
I wtedy usłyszałem coś jeszcze.
-...Tomlinson?
Moje serce momentalnie wrzuciło 5 bieg. Odwróciłem się w stronę dobiegającego głosu i zobaczyłem go po raz drugi tego dnia. Rozejrzał się i jego wzrok padł na mnie, a ja znów poczułem, że miękną mi kolana. Cholera, to nie było normalne. Uśmiechnął się i pokazał mi kciuk uniesiony w górę. Odwzajemniłem gest i razem z innymi poszliśmy za facetem, który nas wywołał. Znów znaleźliśmy się na scenie i znów usłyszeliśmy, że jesteśmy świetni, ale...
-Niestety, ale nie przechodzicie eliminacji.
I nagle wszystko się rozmazało. Cały mój świat legł w gruzach. Mimo, że bardzo się starałem, nie byłem w stanie znaleźć w swoim występie żadnego błędu, więc dlaczego mnie wywalili?
Byli lepsi... - podpowiedział mi głosik w mojej głowie, ale zignorowałem go. Kiedy schodziłem ze sceny nie byłem już w stanie opanować łez.
A więc wszystko się skończyło... Znów będę chodzić do szkoły, pracować w piekarni... 
Podszedłem do mamy i bez słowa się do niej przytuliłem. Ona też nic nie mówiła, wiedziała, że jestem załamany. Kiedy już się nieco uspokoiłem podszedłem do reszty osób, które odpadły trochę je pocieszając. I wtedy stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. przed nami znów pojawił się ten facet, który wywoływał ludzi na scenę.
-Louis Tomlinson, Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne i Harry Styles... Chodźcie za mną.
Czułem, jakby ktoś mną sterował, nie byłem świadomy, że stawiam kroki i idę tam pełen nadziei. Znów wyszliśmy na scenę razem z jakimiś czterema dziewczynami. Po raz kolejny powiedziano nam, że mamy talent, tyle, że tym razem Simon Cowell dodał coś jeszcze.
-Zdecydowaliśmy się połączyć was w dwie grupy. Nie zawiedźcie nas.
Wszyscy zaczęliśmy skakać i krzyczeć z radości, a ja poczułem niewymowną chęć przytulenia kogoś. Louis najwidoczniej poczuł to samo, bo już po chwili  mnie obejmował. I już wiedziałem, że znalazłem swoje miejsce. Tutaj, przy nim. To musiało być przeznaczenie.


______________________________________________________
Witam was z pierwszym rozdziałem. Jak widać blog się zmienił, a to za sprawą mojej niezastąpionej Cyzi (tak, tak, będę cię tak nazywać :D ), która doprowadziła go do stanu używalności.  Cóż, starałam się jak mogłam, mam nadzieję, że wam się podobało. Wiem, że na razie akcja nie jest zbyt wartka, ale już w następnym rozdziale więcej Larry'ego :3 Myślę, że dodam go koło piątku. Komentujcie, bo to dla mnie naprawdę wiele znaczy. Zostawiam was z tym uroczym gifem i filmikiem, który podbił dziś moje serce. xxStylinson.

                                                         >>Larry<<

środa, 26 czerwca 2013

Prologue

I met You in the toilet.


*Oczami Harry'ego*
-Potrzebuję powietrza -powiedziałem cicho podnosząc się z krzesła. Mama rzuciła mi pokrzepiające spojrzenie z serii "nie stresuj się tak" i odprowadziła mnie wzrokiem. Musiałem odetchnąć. Przedzierając się przez ten cały tłum w stronę toalet zacząłem zastanawiać się, czy zgłoszenie się do X-Factora było dobrym pomysłem. Jakie miałem szanse, że uda mi się przejść? Było tu tak dużo ludzi i z pewnością każdy z nich miał większy talent niż jakiś szesnastolatek. Byłem zwyczajnie przerażony. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, czy to nie był błąd przyjechać tutaj. Wcześniej byłem chyba zbyt podekscytowany perspektywą wystąpienia w programie i pokazania na co mnie stać.
-Nie mogę zrezygnować. Nie teraz, kiedy jestem już tak blisko - przekonywałem sam siebie otwierając drzwi do męskiej łazienki. Wolnym krokiem skierowałem się w stronę umywalki, oparłem na niej ręce i zacząłem głęboko oddychać przyglądając się sobie w lustrze. Byłem blady, a w moich oczach widniał strach.  Niezbyt dobry image, na pewno nie wygram z takim podejściem... Uśmiechnąłem się lekko, poprawiłem fryzurę i z zadowoleniem stwierdziłem, że tak jest lepiej. -Jesteś na to gotowy, Styles? -zapytałem mierząc swoje odbicie uważnym spojrzeniem. Nabrałem powietrza w płuca, odwróciłem się, z rozmachem otworzyłem drzwi i wyszedłem z łazienki. A raczej taki był plan, bo w przejściu zderzyłem się z jakimś chłopakiem.
-Ups... -mruknąłem nie będąc w stanie wydusić z siebie nic innego. W mojej głowie zawirowało i nie byłem pewny, czy to skutek zderzenia, czy czegoś innego. Chłopak był... Co tu dużo gadać, był przystojny. Jak cholera. Serio, Styles?! To przecież chłopak! Ta sama płeć co ty! -skarciłem się w duchu i potrząsnąłem głową starając się wyrzucić z niej natrętne myśli.
-Cześć - odparł chłopak, a ja rozpłynąłem się w jego głosie. Był taki delikatny i... Naprawdę go tak ckliwie opisujesz? Jezu, Harry, jesteś żenujący.  -Jestem Louis Tomlinson -przedstawił się z lekkim uśmiechem i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją niepewnie.
-Harry... -mruknąłem chyba zbyt cicho, bo spojrzał na mnie pytająco. -Harry Styles. -powtórzyłem głośniej uprzednio odchrząknąwszy.
-Hej, Harry, nie łam się! Na pewno sobie poradzisz -Louis poklepał mnie po plecach z przyjaznym uśmiechem. Nie wiem co, ale coś w jego głosie kazało mi wierzyć, że tak będzie na prawdę. -Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?
Że co proszę?


_______________________________________________________________
I oto mamy prolog! Mam nadzieję, że nie wyszło bardzo źle... Wszelkie słowa krytyki przyjmę na klatę, piszcie co jest nie tak i co trzeba poprawić. Oczywiście pochwały też mile widziane ;)
3 komentarze i dodam I rozdział :D.
xxStylinson

Bohaterowie

                                           Harry Edward Styles, 16 lat
                                           Louis William Tomlinson, 19 lat
                                           Niall James Horan,  17 lat
                                           Liam James Payne, 17 lat
                                           Zayn Javadd Malik, 17 lat

O sobie

Cześć, jestem Natalia, mam 15 lat (kończę 2 gimnazjum). Postanowiłam zacząć pisać tego bloga sfrustrowana tym, że wszystkie umieszczone w internetach opowiadania o Larry'm przeczytałam. Nie, wcale nie przesadzam :P Tak czy inaczej, nigdy nie pisałam podobnego opowiadania, więc nie wiem jak mi pójdzie. Mam nadzieję, że będzie w miarę dobre, a w każdym razie będę się starać ;) Myślę, że jeszcze dzisiaj uda mi się dodać Prolog, ewentualnie jutro. Wiem, że blog nie wygląda póki co imponująco, ale popracuję nad tym :)
xxStylinson